Po skrzący ranek

Po skrzący ranek

Od wieczora, aż po skrzący ranek,
sięgam życia po samiutkie brzegi.
Już się puchar do mych warg przygarnia,
bym skosztowała tajemnej wiedzy.

Gdzieś się anioł u progu kołacze,
noc się buja na wiatru zawiasach,
skrzypią myśli, nie mogą inaczej,
żal stukocze jak bies na obcasach.

Wszystko dziwne wydaje się proste,
kiedy dusza już nie grzęźnie w urnie,
kiedy noc rozsupłuje zagwozdkę:
jak się uwolnić z objęć Saturna?

I jak obudzić serce z tej drzemki?
– by czerpało, za dnia, moc ze słońca,
w nocy miało różowe ciżemki,
by szło, gdzie piękno lubi się kąpać.

A gdy już, przy mnie, jesteś aniele,
daj mi skrzydła, bym mogła do nieba
frunąć, tam troski w Bogu blednieją,
różaniec z pereł modlitwy spełnia.

Lucryssa

k7y

Niezmierzone życie

Niezmierzone życie

Trochę wiem o tobie, niezmierzone życie,
Kiedy cię złapałam, – nie wiem czy niechcący?
W spracowane dłonie, w snop złotego żyta,
w muszli karb, w potrzasku, perłą śpiewający.

Chodzę wciąż za tobą, jak oracz za pługiem,
a może ty za mną?- jak cień blask gryzący.
Jesteśmy spleceni dobrym i złym długiem,
ja i ty to jeden ogień w nas drzemiący.

Bądź mi choć raz w życiu łódką, co do nieba,
może mnie dostarczyć na skraj barwnej tęczy.
Na przymierze z Duchem, gdzie się wszystko jedna,
byle się w dualnym świecie już nie męczyć.

Bo na złe i dobre przyszło nam się bratać,
nieraz w ciemnej nocy wilków wypatrywać.
Po słonecznej stronie chodzić pośród kwiatów,
lecz rozumniej teraz, wszystko to nazywać.

Choć inaczej żyję, jednak jeszcze błądzę,
odpływom, przypływom daję się omamić.
Stopą cię doświadczam na pustyni wątpień,
w arcydziełach piasku pomiędzy falami.

Lucryssa

0_3e56a_6fd7a314_L.jpg